Orneckie legendy

Legenda o smoku

Nikt dziś nie wie dokładnie, kiedy miały miejsce zdarzenia, o których informuje nas legenda o smoku. Być może, że wcale tu smoka nie było, że to ktoś inny krył się pod tym symbolem, że ktoś inny, a nie żaden potwór był na tych terenach wobec ludzi i zwierząt okrutny, krwiożerczy, groźny. Coś tu jednak być musiało, skoro podobnie jak w Krakowie i w innych miastach mówiło się w Ornecie o istnieniu ziejącego ogniem smoka i prowadziło się z nim przedziwne boje.

Przeto zakładamy że był w Ornecie smok, że był okrutny i groźny, że go unieszkodliwiono i jako symbol do herbu miasta wprowadzono.

 

Smocza pieczara

Stałym siedliskiem orneckiego smoka była głęboko pod ziemią ukryta, a znajdująca się dokładnie w miejscu, w którym do dziś stoi zabytkowy ratusz – olbrzymia pieczara. Wyjście tej pieczary prowadziło w kierunku kościoła św. Jana, a jej zygzakowaty i obszerny korytarz opadał głęboko w kościelne podziemia. Strzępy tego podziemnego korytarza, choć mocno zagruzowane i niedostępne – istnieją do chwili obecnej.

 

Ornecki smok

Ornecki smok – powszechnie nazywany – potworem – był ponoć niezwykle brutalny i żarłoczny. Kroniki podają /Fr. Buhholtz – „Vonnditt”, że ofiarą jego żarłoczności najczęściej padała trzoda chlewna, ale pożerał też i ludzi, kobiety, dzieci, starców, a nawet obytych z niebezpieczeństwem i wsławionych w boju rycerzy – potykających się z potworem z bronią w ręku. Nie było dnia, a nawet godziny, by straszliwa paszcza orneckiego potwora nie ociekała krwią, by jakiś zaskoczony człowiek, dorodna dziewczyna, tłusta owca nie znikła na zawsze w jego potężnej gardzieli.

Istnienie tego strasznego żarłoka było niezwykle wielkim ciężarem nie tylko dla mieszkańców Ornety, ale i dla ludzi wszystkich jej bliskich okolic. Smok nie wybierał i nikogo nie legitymował. Pożerał wszystko, co udało mu się pochwycić w jego ostre szpony i długie kły. Nic tedy dziwnego, że był on postrachem wielu nawet najodważniejszych obywateli, ludność nie miała tu bowiem ani chwili wytchnienia.

Kiedy, wreszcie już miara cierpienia i strachu się przebrała – co śmielsi mieszkańcy miasta przystąpili do nieubłaganej walki. Z czasem doszło do tego, że wszystko, co żyło w świecie ludzi – prowadziło nieubłaganą wojnę z tą niepospolitą i groźną bestią. Korzystano z najróżniejszych chwytów, przemyśliwano najdziwniejsze sposoby. Próbowano smoka spalić, otruć, zatopić, zasypać kamieniami i ziemią.

Na darmo walkę ze smokiem prowadziły nie tylko grupy zwykłych śmiertelników, mieszkańców osady, ale i wybitne jednostki stanu rycerskiego, a nawet całe ich świetnie uzbrojone zastępy „mężów niepokonanych w żadnym boju”. Zawsze jednak dokonywało się to bez skutku i najczęściej z utratą życia śmiałków, którzy pokusili się na „rozprawę z potworem”.

Ale jak wszystko, tak i życie smoka miało swój kres. Oto kiedy nikt nie mógł już tej gadziny pokonać, a to stale drażniona była coraz bardziej okrutna – przybył do Ornety jakiś nieznany rycerz na koniu z wielką kopią w dłoni. Z rozmów wylęknionych ludzi dowiedział się, że żyje w tej osadzie groźny smok, że wyrządza ludziom bardzo duże krzywdy i spustoszenia i /jak dotąd/ nie ma siły, która mogłaby go pokonać. Nie zwlekając długo – wspomniany już rycerz – poprawił swoją zbroję, mocniej przytwierdził siodło do grzbietu konia, a siebie do niego i … ruszył do boju ze znienawidzoną gadziną.

Kiedy stanęli naprzeciw siebie – ludzie, byli tak zaaferowani, że nikt nawet mówić się nie ośmielał. Wysadziwszy z pieczary swój groźny łeb – smok raz po raz otwierał ziejącą żywym ogniem paszczę i ryczał przy tym tak strasznie świdrując śmiałka na koniu swoimi płomiennymi ślepiami, że ladzie truchleli z przerażenia. Długo tak stali naprzeciw siebie: gotowy do śmiertelnej walki nieznany rycerz i ornecki smok. Ludziom obserwującym z ukrycia to niebywałe zjawisko wydawało się, że chyba żaden z nich się nie odważy, że walka się nie odbędzie, że rycerz się z niej wycofa; a byłoby to naprawdę okropne. Wszystkim chodziło tu nie tyle o pasjonujące widowisko, ile o uzyskanie spokoju. Stali przeto wszyscy w wielkim skupieniu i z całego serca życzyli jeźdźcowi zwycięstwa.

Kiedy tak rozmyślano – smok nagle poderwał się i gwałtownym skokiem rzucił się w kierunku rycerza. Ten jednak nie dał się zaskoczyć. Błyskawicznie nastawił swą długą kopię i ugodził smoka tak celnym ciosem, że ten raz jeszcze zawył przeraźliwie gwałtownie podciągnął pod siebie swój wielki ogon, wspiął się w górę i … jak gdyby chciał dokonać jeszcze jednego skoku – runął bezwładnie na ziemię. Olbrzymim jego cielskiem długo jeszcze targały konwulsje i śmiertelne drgawki. Nie zapowiadało to już jednak żadnej grozy, choć ludzie wcale jeszcze nie chcieli uwierzyć w to, co się tu przed chwilą stało i bardzo bojaźliwie przybliżali się do miejsca potyczki, śmierć tego niezrównanego olbrzyma i krwiopijcy – była niezwykle wielkim wydarzeniem w życiu wszystkich mieszkańców miasta i jego okolic.

Nic tedy dziwnego, że bardzo tłumnie zebrali się wokół potwora i na głos podziwiali i wielkość smoka i męstwo rycerza. Trudno im było uwierzyć – jak człowiek ten mógł jednym ciosem zniszczyć istotę, której przez tyle lat nie mogli pokonać nawet najprzedniejsi mistrzowie oręża. Rycerz tymczasem powolutku wydobył się z kręgu zgromadzonych przy ciele smoka tłumów i odjechał w nieznanym kierunku. Kiedy się opamiętano i zaczęto go poszukiwać, by obdarować go za tak wspaniały czyn już go w Ornecie nie było.

Istnieje przypuszczenie, że owym nieznanym rycerzem, który ocalił setki ludzi i zwierząt od zagłady, był powszechnie uwielbiany rycerz Jerzy. Czy tak było naprawdę – nie wiem. Ja przy tym nie byłem, i proszę mi wierzyć niczego nie widziałem. Ale smoka się lękam i myślę podobnie, jak pan St. Żelazny, który w wierszu pt. „Ornecki smok” pisze:

Z kręgu chaosu, bajecznych słów
Gdzie legendarny króluje mrok
Na światło dzienne wychodzi znów
Nasz, ludożerny – ornecki smok.

Jak przed wiekami, tak ludzie dziś
Na myśl o smoku tracą głowy –
i nic dziwnego, bo to nie miś,
lecz nowy potwór atomowy.

Więc każdy, komu miły ten kraj
Niech w rytm pokoju swój włącza krok
Niech żyje szczęście, radość i … maj
A atomowy niech ginie smok!

Z podziemnych lochów,
zaklętych grot – Znowu ognisty wynurza łeb,
By krew z nas sączyć jak z myszki kot,
Zżerał kobiety, dzieci i chleb.
Nie wolno przeto nikomu z nas,
Ze smokiem zaprzestać boju –
Trzeba do walki stanąć na czas
O utrwalenie pokoju.

Waldemar Mańkowski

Nazywam się Waldemar Mańkowski, a to jest nieoficjalny serwis miasta Orneta, który stworzyłem w czerwcu 2000 roku i prowadzę go, będąc prawdziwym entuzjastą oraz dumnym mieszkańcem tego urokliwego miasta. Jeśli jesteście ciekawi historii i teraźniejszości Ornety, to jesteście we właściwym miejscu!

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress
error: Treść bloga jest chroniona !!
Otwóż czat
1
Witaj ... w czym mogę Ci pomóc ? :)
Witaj .... w czym mogę Ci pomóc ?