Legenda o Kryształowej Li
Wywiodła się z żyznych ziem mazowieckich. Na chrzcie św. otrzymała dwa imiona: Liliana – Bogumiła. Była córką możnego pana i wszystko zdawało się wskazywać na to, iż jej życie nie zazna trosk, codziennych zmartwień i dotkliwego cierpienia. Jedynaczką będąc – od lat niemowlęcych była otaczana najwyższą rodzicielską czułością i opieką. Ulubienica mamy, oczko w głowie taty – była mała Li rozpieszczona i hołubiona w stopniu, w jakim nie było doglądane żadne dziecko tej krainy…
Poza wielką rodzicielską miłością i troską – wszechmocny Bóg obdarzył ją dobrym zdrowiem i niepospolitą urodą. Piękną i nadzwyczaj roztropną Li podziwiali i ubóstwiali wszyscy, szczególnie zaś służba Knezia Leszka, nazywając ją – urokliwą knezianką. Ta powszechna adoracja miała swe dobre i złe strony. Dobre bo tworzyła dla Liliany bardzo korzystny rozwojowy klimat, a złe bo wbijała ją w nieopisaną dumę.
Liliana pogodna i szczęśliwa. Od lat najmłodszych uczono ją muzyki, tańca, śpiewu, efektownych towarzyskich manier, no i wszystkiego tego, – co przystoi białogłowom jej nacji. Kiedy z młodego skrzata w dorodną dziewoję przeobrażać się zaczęła – chłopiąt się różnych i rycerzów wszelakich maści mnóstwo koło niej kręcić zaczęło. Tedy zaniepokojeni rodzice – nic tylko ją w sztukach białogłowskich zaprawiali, ale i w jeździe konnej, strzelaniu, tudzież biegłym władaniu bronią;. Nawet łacińskiego się i jakiegoś cudzoziemskiego, bodajże germańskiego języka uczyła, by mogły jej one służyć w nieoczekiwanej potrzebie. A że pojętna i chętliwa do wszelkich ćwiczeń była wyniki tych poczynań były znakomite. Wydawało się, iż niebo i ziemia sprzysięgły się, by nadobnej Lilianie służyć.
Jednak /jak w niemal każde ludzkie życie/ – tak i w życie pięknej knezianki – wmieszał się zły los. Najukochańszego ojca jak w czeluść straszliwą i bezdenną wchłonęła wojna. Najpierw przeciw zapalczywemu i przewrotnemu Krzyżactwu, potem przeciw Prusakom skierowana, z której nie wrócił. Matka zaś, Eleonora /idąc za swą piękną córką nigdy dotąd nieznaną, ciernistą drogą/ „najpierw wszelakiej godności i majętności pozbawiona została, a potem na ziemie Prus wschodnich /karnie/ ją wywieziono” I … „byłyby tu pewnikiem w poniżeniu, hańbie i nędzy zginęły gdyby nie ich nadzwyczajna przebiegłość i Liliany powab okrutny”.
Los rzucił je na Warmię, ściślej do miejscowości, którą z germańska nazywano Wormditt, a od wieku XV także Orneta. Po paroletnich wzdychaniach za utraconym rajem – różnych perturbacjach i upokorzeniach – panią Lenę, matkę Li, która mimo wielu przeżyć niewiele utraciła ze swego kobiecego wdzięku, zainteresował się bardzo zamożny kupiec, właściciel orneckiej fabryki tytoniu i tabaki, by się z czasem z nią ożeniæ, zaś o rękę Liliany ubiegało się tak wielu zalotników, iż było to zadziwiające nie tylko tu w Ornecie, lecz na całej chrześcijańskiej Warmii.
Dziewczyna, mieszkając w narożnikowym domu z balkonem /dziś zbieg ulic Sienkiewicza i Kościuszki/ – bawiła się tą adoracją odbierała liczne i bogate prezenty, chętnie chadzała na /w mieście całym głośne/ zabawy i tańce, zwłaszcza w okresie hucznych karnawałów, ale … swego wianeczka tak pilnie strzegła, te nawet największe z panieńskich pokus Jej od takiego postępowania odwieść nie były w stanie.
Mając określone wychowanie religijne i mocno zaszczepioną miłość do wszystkiego, co polskie i narodowe – za żadnego cudzoziemca wyjść nie chciała, a wianeczek swój dziewiczy nie byle chłoptysiowi czy kupczykowi, a tylko wybrankowi ulubionemu krwi polskiej oddać była gotowa. Taką tedy będąc – za złe matce swojej poczytywała fakt, iż się z niepewnym jakimś tubylcem na ślubne kobierce udała i … z kretesem przepadła. Mężczyzn bez względu na dostatek, wiek i urodę przy sobie nie akceptowała, chyba że realizowali jakieś jej chwilowe kaprysy. Byli dla niej tylko przedmiotem godziwych uciech.
Nie wierzyła żadnemu, nawet najczulszemu, najszczerszemu słowu. Nie dopuszczała do zbliżeń nawet jej najbardziej zapobiegliwych, z anielską cierpliwością i zupełnie oddanych wielbicieli. I chyba dlatego tu w Ornecie nazywano ją – Kryształowa Li, Skalisty szał, Brylantowa Wenus, a najczęściej: Stróżka cnoty lub Dumna Knezianka. To ostatnie określenie pasowało do niej najbardziej.
Zginęła tragicznie w 57 roku życia. Zdarzyło się, iż wśród swych rozrywkowych eskapad – poznała młodego mężczyznę, który okazał się być synem jakiegoś polskiego powstańca. Obdarzyła go wyjątkową sympatią i długo hamowanym uczuciem. Jej licznym adoratorom nie spodobała się jednak taka gra. Jeden z najbardziej nieustępliwych i zazdrosnych – wyzwał Łukasza na pojedynek. Dowiedziawszy się o tym – dumna i twarda Li zjawiła się konno na polu walki. Przeciwnicy użyli broni palnej. W chwili strzału swym rozkochanym ciałem – zasłoniła Łukasza. Trafiona kulą – zginęła na miejscu. Był to w okolicach Omety ostatni honorowy pojedynek. Pogrzeb Kryształowej Li był swoistą manifestacją tutejszych niewiast.
Szczególnie licznie uczestniczyły w nim kobiety z Babiaka. Na cześć dzielnej obrończyni polskości, kobiecego honoru i dziewczęcej godności na domu przeznaczonym jej jako cząstkę wiana – wykonano wizerunek dziewczyny z głową umieszczoną w zestawie elementów herbowych i rękami unoszącymi ku niebiosom dziewiczy wianek.